Miało nie być róż ale co tam…

Podjechaliśmy dzisiaj do centrum ogrodniczego po nawóz do różaneczników i hortensji oraz żwirek Benek dla naszej kotki.

Jak to często się zdarza, przywieźliśmy dodatkowo hortensję dębolistną i różę formowaną (w zasadzie szczepioną) na pniu. Miało nie być u nas róż bo mają kolce i skłonność do infekcji mączniakiem ale jednak przegraliśmy z ich urodą i pięknym zapachem.

O ile hortensja dosyć szybko znalazła swoje miejsce po rozdeptanej przez przypadek swojej poprzedniczce (miałem przez jakiś czas nadzieję, że ta jednak odbije od korzenia ale nie dała biedaczka rady) to już z różą nie poszło tak łatwo. Jedna sztuka po prostu nigdzie nie pasowała lub jak już pasowała to miejsce nie nadawało się dla szczepionych róż. Ostatecznie, po jeszcze jednym kursie do centrum ogrodniczego, mieliśmy do wsadzenia cztery rośliny. Ciekawostka – to co było na etykietach nie za bardzo zgadzało się z tym co kwitło. Albo szkółkarz pomylił etykiety przed kwitnieniem albo zawiesił na krzakach co miał pod ręką. Tak czy inaczej słabo.


Róże trafiły pomiędzy hortensje Vanille-Fraise i Polar Bear w północno-wschodniej części ogrodu, są osłonięte od północnych i wschodnich wiatrów przez betonowe ogrodzenie, rosnący szpaler żywotników oraz starą halę (mamy za płotem taką ruinę bez dachu).

Z różami nie miałem wcześniej doświadczeń, na razie obserwuję te rośliny. Jako, że podatność na choroby jest to róże dostały na własny użytek nowy sekator Fiskars.

Jedna z roślin, która wpadła nam w oko (uroda i zapach) miała niestety już w sklepie objawy mączniaka prawdziwego. Po wsadzeniu, wieczorem, dostały prysznic mieszanką planowaną na późniejszy oprysk dla winorośli czyli Miedzian + Siarkol + Florowit (w stężeniach zalecanych przez producentów dla winorośli). To był eksperyment ale oprysk nie zaszkodził, pacjentki przeżyły i rosną bez problemu, mączniak już niekoniecznie.

Nawiasem mówiąc, mam wrażenie, że w sklepach ogrodniczych leją po wszystkim po równo byle było mokro w doniczce. Czy roślina lubi wodę czy tak średnio to swoją dawkę H2O wzbogaconego ze stacji uzdatniania o różne chemikalia dostanie. Sadzimy sporo roślin i korzenie niektórych ewidentnie mają objawy przelania.



Po przekwitnięciu pierwszych kwiatów podobno trzeba róże ciąć, no to po kolei tniemy i obserwujemy co się będzie działo. Pierwsze, ostrożne, cięcie za drugim liściem skierowanym na zewnątrz. Przez analogię do innych roślin zakładałem, że tam gdzie z łodygi wyrasta liść to na róży też będzie pąk.

Tak też jest faktycznie. Po przycięciu przekwitniętych kwiatów razem z częścią łodygi z zakoli liściowych zaczęły wyrastać młode pędy. Także podobna reakcja jest widoczna na pniu podkładki. Z podkładki wszystko co wyrasta trzeba obrywać.

Po co w ogóle ta podkładka? Jest (podobno) bardziej odporna na niską temperaturę, może lepiej się korzenić lub lepiej dostarczać do naszczepionych odmian składniki z gleby, tolerować określony typ gleby, zabezpieczać przed czymś co jest w glebie itp. Są odpowiednie opracowania, na teraz to tylko analogia dla podkładek winorośli, kiedyś poczytam więcej o podkładach dla róż.

Kolejne cięcia będą niżej. Mniej pąków to więcej zasobów dla tych co zostały – to powinny być grubsze pędy i zapewne także dorodniejsze kwiaty.


Kilka dni po przycięciu widać mocne młode pędy, na jednym z krzewów nawet pąk kwiatowy.

Na teraz nie ma za bardzo zdjęć żeby się bardziej pochwalić urodą tych róż, z czasem coś niżej dojdzie.

Udostępnij


Opublikowano

w

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.